Uwertura pittsburska (Krzysztof Penderecki)
Po doświadczeniach z Pasją i formami koncertującymi w Uwerturze pittsburskiej powraca Penderecki do formuły czystego sonoryzmu. Zmienia się jednak rodzaj obsady, a sonotypy wypracowane uprzednio dla smyczków zastosowane zostają teraz dla instrumentów dętych. Wśród nich znajdujemy tak rzadko spotykane odmiany, jak obój basowy czy klarnety kontrabasowe. Instrumentom tym przeciwstawiona zostaje rozbudowana grupa perkusyjna. Do jej działań dołącza fortepian, podczas gdy akordeon wspomaga brzmienia „dęte”.
Dzieło odznacza się zmiennością prowadzonej za pomocą niekonwencjonalnych środków narracji muzycznej. Przeważają dynamicznie kształtowane faktury grupowe, co różni Uwerturę od bardziej statycznej, typowo klasterowej techniki wczesnego sonoryzmu, służącej kolejno pojawiającym się obiektom brzmieniowym. Nawet w długich płaszczyznach klasterów lub grup dominuje wrażenie ruchu, życia, co zgodne jest też z „biologiczną naturą artykulacji dźwięku na instrumentach dętych“. Jeszcze więcej energii emanuje z działań perkusji. Silnie obsadzona grupa kotłów „steruje” od pewnego momentu rozwojem zdarzeń. Dobitnie wyrazi się to w finalnym geście zamknięcia poprzez silne uderzenie dwu rozsuniętych o półton kotłów i wielkiego bębna. Narracja brzmieniowa jest intensywna, miejscami dramatyczna i w szczególnym sensie dramaturgiczna. Dramaturgię budują napięcia między zestawianymi kontrastowo opozycjami: drzewo–blacha, solo–grupa, głośno–cicho, nisko–wysoko itp. Przede wszystkim jednak rozwój akcji napędzany jest przez antagonizm między grupą membranofonów i resztą orkiestry. Potwierdzenie intencjonalnej wyrazowości znajdziemy też na poziomie szczegółów. Motywiczne struktury interwałowe wewnątrz grup instrumentalnych zapowiadają charakterystyczny typ meliki, który wkrótce naznaczy dalszy, neo ekspresjonistyczny okres twórczości Krzysztofa Pendereckiego. Sonorystyczna fabularyzacja Uwertury skłania więc do rozumienia tytułu dzieła w sensie tradycyjnym – jako wstępu do czegoś – choć nie znamy pojęcia dopełniającego.
Można traktować też Uwerturę pittsburską jako swego rodzaju koncert na „orkiestrę bez smyczków”. Instrumenty jednak (poza dwoma wyjątkami) nie mają okazji do solowych popisów. Podporządkowane wymogom gry zespołowej w różnych konstelacjach fakturalnych konsolidują się grupowo, a przestrzeń koncertowania wyznaczają w tej sytuacji ich brzmienia: klasterowe i rozproszone, ruchliwe i statyczne, rozpoznawalne i maskowane. To one konkurują między sobą w typowym dla sonoryzmu dążeniu do zatarcia źródła dźwięku.
Choć w Polsce Uwertura nie była dotychczas wykonywana, znajduje się w repertuarze najlepszych orkiestr dętych krajów kultywujących tradycję tego rodzaju muzykowania. W procesie nobilitacji instrumentów dętych, zapoczątkowanym w muzyce dwudziestego wieku przez Igora Strawińskiego, Uwertura stanowi nową propozycję. Zarazem jest etapem na drodze eksploracji tej szczególnej i wymagającej brzmieniowości. Będą ją kontynuować na swój sposób również inni kompozytorzy – u nas przede wszystkim Witold Szalonek.
Krzysztof Szwajgier