Powrót do:   Utwory
A Page of Madness - Gene Coleman

Po raz pierwszy A Page of Madness zobaczyłem ponad 25 lat temu w Chicago. Od razu wtedy pomyślałem, że powinienem napisać muzykę do tego filmu. Okazja nadarzyła się w roku 2010, kiedy od International House Philadelphia otrzymałem zamówienie na upamiętnienie ich stulecia. Pierwsza wersja powstała we współpracy z Akikazu Nakamurą, japońskim mistrzem shakuhachi: każdy z nas stworzył połowę muzyki. Prawykonanie odbyło się w I-House Philadelphia, następnie utwór zabrzmiał w Muzeum Sztuki Nowoczesnej w Nowym Jorku. W roku 2012 wiedeński zespół Phace zaproponował mi napisanie nowej partytury do tego filmu na obsadę powiększoną o koto i shō; tym razem cała muzyka miała być moja. Dziś wieczór usłyszymy tę nową wersję, zamówioną wspólnie przez Phace Ensemble, Festiwal MaerzMusik i American Academy w Berlinie.
A Page of Madness (Kurutta ippêji) to niezwykły japoński film niemy, przedmiot akademickich rozważań oraz książki Aarona Gerowa. Chwali się go, lecz rzadko ogląda, częściowo pewnie dlatego, że filmu nie udostępniono na DVD. Nakręcił go w roku 1926 Teinosuke Kinugasa, wówczas u progu kariery. Później wyreżyserował on prawie 100 filmów; jego Wrota piekieł (Jigokumon, 1953) zdobyły Złotą Palmę w Cannes oraz dwa Oscary (honorowy – dla najlepszego filmu obcojęzycznego – oraz za kostiumy).
Film A Page of Madness uważano za zniszczony w czasie wojny, jednak Kinugasa ostatecznie odnalazł negatyw w swojej szopie. W dziele tym największe wrażenie robi na mnie radykalizm filmowego języka. Można by pomyśleć, że film został nakręcony znacznie później, jako że użycie szybkiego montażu, nakładania obrazów i innych technik czyni go zwiastunem eksperymentalnego kina lat 50. i 60. Ten niezwykły film domaga się śmiałego języka muzycznego, który przeniósłby relację muzyki i obrazu w całkiem nowe wymiary, z warstwami fakturalnymi i barwami dźwięku zdolnymi poszerzyć język obrazów oraz emocjonalny charakter dzieła. Uważam, że doszliśmy do punktu, w którym konwencjonalne związki muzyki z warstwą wizualną powinny się zmienić; ta muzyka jest jednym z przykładów moich dążeń w tym kierunku i jedną z najlepszych, jakie stworzyłem w mojej trwającej już 30 lat karierze kompozytora.
Moje podejście różni się zasadniczo od standardowych sposobów opatrywania muzyką filmów niemych, a także wszelkich filmów oraz utworów telewizyjnych i medialnych, w których obraz łączony jest z dźwiękiem. Najważniejszym założeniem jest przekonanie, że dźwięk może w dużym stopniu zmienić percepcję przedmiotu filmu, zwłaszcza jeśli poświęcimy wystarczająco dużo czasu, by przeanalizować strukturę filmu. Może prowadzić i stwarzać kontekst dla obrazu/akcji, zaś użyty w sposób wykraczający poza „muzyczne” normy może ogromnie poszerzyć psychologiczną i emocjonalną skalę doświadczenia. W naszym przypadku mamy do czynienia z muzyką na żywo, co z punktu widzenia odbiorcy stwarza całkiem nową sytuację: moim zdaniem bardziej „instynktowną” i bardziej ekscytującą, ponieważ dźwięk na żywo przywołuje pewne elementy teatru.

Gene Coleman

Loading...