Infinito nero

Salvatore Sciarrino: Zetknąłem się z nią pod koniec lat 80., gdy odkryłem nowe wydanie tekstów wybranych Słowa ekstazy. Już wcześniej interesowałem się innymi czołowymi mistykami. Maria Magdalena de’ Pazzi miała objawienia i wizje mistyczne. Pochodziła z wybitnej rodziny florenckiej, co zapewne tłumaczy, dlaczego została świętą. Była to dziwna, „sataniczna” postać: trudno w niej rozgraniczyć Boga od diabła, jej patologiczne wizje zawsze wywołują podobne uczucie lęku.

Jej historia jest niewiarygodna. Sama nie napisała nigdy ani słowa. Miała wokół siebie osiem nowicjuszek: cztery z nich powtarzały to, co właśnie powiedziała, gdyż mówiła tak szybko, że nie dawało się wszystkiego zanotować, a pozostałe cztery spisywały jej słowa. Maria Magdalena nie tyle „mówiła”, ile wyrzucała je z siebie jak karabin maszynowy, po czym nagle zapadała w głębokie milczenie. Mamy tu do czynienia z niesłychaną sytuacją, wprost z patologią... a także ze skrajną formą oralności, z językiem mówionym z niebywałą prędkością. Nie chodzi już o izolowane słowa, ale raczej o słowny nurt, rzekę słów. Termin „rzeka” staje się zatem bardzo istotny, także w tłumaczeniu: zawiera w sobie pojęcie „płynności”, ale i „wpływu”.

 

Harry Vogt: Owa naprzemienność szybkiej mowy i milczenia, nagłe przejścia od ruchu do bezruchu wydają mi się typowe dla Pana muzyki.

 

Salvatore Sciarrino: Oczywiście: cisza nie jest pusta, jest jedynie początkiem dźwięku. Nie tylko w muzyce zresztą. Jest to doświadczenie, którego można doznać w życiu. Być może odnajdę teraz w sobie mroczniejszą ciszę. To dla mnie bardzo ważne. Nigdy nie sądziłem, że mógłbym to napisać. Ów początek, o rytmie podobnym oddechowi: to jest zaczyn. Dlatego nie chcę tutaj żadnego elementu wzmocnienia; ucho słuchacza musi samo odróżnić pomiędzy oddechem i biciem serca milczącej Marii Magdaleny. Nie musimy wiedzieć, czy słyszymy własne serce, instrument czy pudło fortepianu. Zapewne nigdy wcześniej nie użyłem tak świadomie i tak precyzyjnie dźwięków i odgłosów, również w znaczeniu technicznym. Wnikam głębiej w dźwięk ciszy, czego do tej pory nie potrafiłem. Moje ostatnie utwory są nagie, surowe, to ważny element, gdy słucha się muzyki. Jedyny sposób, by mogła przeniknąć w nasze ciało i dotknąć nas w głębi naszego jestestwa.

 

Harry Vogt: To proces redukcji czy wręcz – biorąc pod uwagę kontekst – ascezy. Czy ma on związek z tematem, który tutaj poruszamy?

 

Salvatore Sciarrino: Być może ma związek z typem tekstu. Asceza w istocie nie jest niczym innym jak ciszą. Dawne formy językowe, podobnie jak pewne doświadczenia z naszego życia, ulegają przemianie, gdy stają się przedmiotem ograniczenia; tracą swą zwyczajność. Wystarczy tylko jeden dźwięk, by zrozumieć, czym jest dźwięk w ogóle i czym jest cisza.

 

Harry Vogt: Dialog, idea biegunowości, koncepcja czerni i bieli stanowiły od początku centralny temat dzieła. Pierwotnie była również mowa o dwóch wykonawczyniach.

 

Salvatore Sciarrino: Przestrzeń sceniczna musi być podzielona. Nie poprzez zabudowę, ale przede wszystkim poprzez użycie świateł – czarnego i białego. Ten podział nie jest statyczny, wszystko odbywa się przy pomocy szybkich zmian świateł, jak przy mruganiu oczyma – nagle, nieświadomie, w okamgnieniu właśnie... Te przemiany mają ogromne znaczenie, bo także mój utwór zbudowany jest według tego schematu. Są to dyskursy równoległe. Najważniejsze to wyrazić na nowo ideę harmonii przeciwieństw. W sumie Infinito nero mogłoby równie dobrze nosić tytuł Infinito bianco (Biała nieskończoność). Nie ma w tym żadnego paradoksu: gdy przez określony czas wpatruję się w biel lub czerń, ostatecznie widzę dokładnie to samo.

Wywiad zamieszczony w programie festiwalu Agora 1999, IRCAM – Centre Georges Pompidou

 

Libretto: Salvatore Sciarrino na podstawie tekstów Marii Magdaleny de’ Pazzi

Dusza zamienia się w krew tak, że nie postrzega

niczego innego niż krew, nie widzi nic prócz krwi,

niczego prócz krwi nie smakuje, niczego prócz krwi

nie słyszy, o niczym prócz krwi nie myśli, o niczym

prócz krwi myśleć nie może. Wszystko co czyni

zanurza ją i pogrąża w tej krwi wpłynąć na siebie

wpływy wpływała znów wpływała i krew wpływała

wpływała znów wpływy znów wpływać wpływa znów

wpływa znów wpływy wpływały znów wznosząc się

nad wszystko Święty wylał mi na głowę naczynie i krew

pokryła mnie całą. Również Święta wylała. Mleko

miesza się z krwią i daje mi przepiękny strój.

Ocieniona twarz.

o, o, o (cisza) o, o, o (cisza)

o, gdyby rośliny mogły mieć w sobie miłość, nie

wołałyby za niczym innym

o, tego nie wiem (cisza)

Bałam się bojaźnią miłości. Bałam się bojaźnią miłości.

Bałam się bojaźnią miłości (cisza)

Lecz powiedz to, lecz powiedz to

śmierć wchodzi przez okno. Lecz ty dlaczego kształty,

obrazy i twarze, wydechy, wdechy i oddechy w tobie (

cisza)

przyjdz

na twym ciele otwory nam nieznane. Drzwi, okna,

dziury, komory, otwarcie nieba, jaskinie.

Ociekające bez dna

to rany, w których się gubię

przyjdź, przyjdź

z koroną: jej długie ciernie przeszywają Ojca

Wiekuistego w niebie

on pisze na mnie krwią. Ty mlekiem Dziewicy. Duch

łzami

przyjdź

niech nie otwierają się chmury, lecz dziewiczy brzuch

(cisza)

tak lecz przyjdź, przyjdź, och, przyjdź, och, przyjdź, przyjdź (cisza)

biada, żyjąc umieram (cisza) o, o, o (cisza)

(stoi chwilę i siada)

więc oto jestem na ziemi (cisza) nie mogę już pójść

głębiej (cisza) tak (cisza) o mądry obłędzie (cisza)

(rozpościerając ramiona, omdlewa i nieruchomieje. Potem zaczyna się wyginać: gesty i ruchy, jakby

zamieranie przez długą chwilę)

nie rozumiem (cisza) twoje jest lepsze, tak, tak (cisza)

biada (cisza)

jesteś bez końca

ale ja chciałabym w tobie ujrzeć jakiś koniec

 

Tłum. Krzysztof Kwiatkowski