Cinq Études de Bruits (Pierre Schaeffer)
1. Étude aux chemins de fer
Etiuda na kolej nie jest pierwszą taką próbą Schaeffera, ale to w niej chwycił byka za rogi, a raczej uchwycił pociąg w całej jego „konkretności”. Przy pracy nad nią zbudował coś na kształt planu filmowego: umieścił sprzęt rejestrujący na paryskiej stacji Batignolles, angażując kilka lokomotyw i ich maszynistów. „Ta prosta i naiwna etiuda stanowi prymitywny początek par excellence, dając wszelako odczuć przełomową zuchwałość odkrycia muzyki konkretnej” – przyznając to, Schaeffer jednak ocenił swoje przedsięwzięcie jako „pozornie dobry pomysł”. Odgłosy pociągów bowiem są tyleż imponujące i spektakularne, ile trudne do muzycznego porządkowania. Partytura, a raczej przygotowany wcześniej plan okazał się bezwartościowy. „Nawet najbardziej monotonny dźwięk pociągu ciągle się zmienia i nigdy nie trzyma rytmu” – zanotował kompozytor. Przesłuchując w studiu kolejne zarejestrowane sekwencje, poddał się jednak „magicznej sile ich jednostajności”. Zamierzał nawet przygotować do radiowej emisji „trzy minuty pociągu towarowego”, uprzedzając wcześniej słuchaczy o tym, jak mają słuchać. Byłoby to jednak przyznanie się do porażki, dla Schaeffera bowiem muzyka oznaczała konstrukcję. Kompozytor jednak zauważył, że powtarzanie (zapętlanie) komórek dźwiękowych jest już pierwszym krokiem w stronę upragnionej abstrakcji, która gwarantowała według niego prawdziwe wejście w muzykę. W naturze nic nie powtarza się identycznie. Dopóki pociąg jest rozpoznawalny, dopóki „oznaczanie dominuje, (...) dopóty mamy do czynienia z literaturą, nie z muzyką”.
Utwór pozostaje zatem niemożliwą do rozdzielenia mieszanką kolejowej „literatury” i muzycznej abstrakcji – w oczach swego twórcy rodzajem „potworka”. „Ze względu na tzw. szeroką publiczność nie odważyłem się pozbyć tych dramatycznych sekwencji [gdzie pociąg jest rozpoznawalny], ale w duchu miałem nadzieję, że słuchacze jednak zwrócą uwagę na te teoretycznie mniej atrakcyjne sekwencje, w których trzeba zapomnieć o pociągu, wsłuchując się w następstwa barw dźwiękowych, zmiany rytmu, tajemne życie perkusji” – pisał. A oto, jak przedstawiał swój utwór odbiorcom: „Temat pociągu jest w pierwszej części traktowany swobodnie, poddawany rozmaitym metodom rytmicznego rozwijania. Pierwsza część brzmi trochę jak temat z wariacjami; po niej następuje druga, celowo zdystansowana od anegdotycznego charakteru dźwięków, choć skonstruowana z tych samych elementów. Ostatecznie koda przywołuje temat początkowy”.
2. Étude aux tourniquets
W porównaniu z poprzednią Etiuda na zabawki jest uboga pod względem środków: lamellofony (kalimby), zestaw dzwonków, ksylofon i bąki dziecięce – „orkiestra małych zabawek”. Konstrukcja utworu przywodzi na myśl pozytywkę, a brzmienie przypomina gamelan. Można zauważyć efekty zwalniania i przyspieszania obok zapętleń i rytmicznych ostinat.
Tu także, podobnie jak w Étude aux chemins de fer, najpierw była partytura (powstała z udziałem Gastona Litaize’a); Schaeffer realizował ją skrupulatnie, pracując nad pierwszą wersją etiudy. Cały urok brzmień zniszczyło wprowadzenie podziałów taktowych – ostatecznie więc Schaeffer przemontował całość. Efektem tej pracy jest „radioaktywny izotop pierwotnej wersji”, a wniosek brzmi: „komponowanie konkretne tworzy nowe formy”.
3. Étude violette
W poszukiwaniu spójnego uniwersum dźwiękowego, wychodząc od brzmienia, Schaeffer skierował swoją uwagę ku fortepianowi. Jedynym źródłem dźwięku w tej i następnej etiudzie (Étude noire) jest właśnie ten instrument (warto dodać, że gra na nim młody Pierre Boulez). Prawdopodobnie obie są fragmentami wyjętymi z dłuższej kompozycji.
Z noty programowej Schaeffera: „Podstawą tego utworu jest technika «zamknię tego rytmu»; składa się on z wyizolowanych dźwięków lub rytmicznych fragmentów w różnych tempach i rejestrach, dzięki czemu w konstrukcji całości śledzić można odbicia, dźwięk grany wstecz itp.”.
4. Étude noire
Jak pisze kompozytor, „pierwsza część jest rytmiczna, po niej następuje melodyjny, powolny fragment, potem powrót do rytmicznych wariacji przerwanych wolnym motywem wykorzystującym trzy kontrastujące rejestry. Etiudę kończy fragment rytmiki w tempie początkowym”.
5. Étude aux casseroles, dite „pathétique”
To najbardziej udana z etiud. Nie jest tak „grubo ciosana” jak pozostałe, podkreśla Schaeffer, choć wymagała mniej pracy; jest mniej przemyślana. To dopiero prawdziwa „etiuda kolejowa”: wszystko w niej turkocze, wiruje i pędzi. Wszystko łączy się i ma swój cel. Podwójny tytuł – to czysty Schaeffer! Pathétique przywodzi na myśl repertuar romantyczny i muzykę programową. I rzeczywiście, mamy tu swoisty skok w otchłań. Ale jak można traktować poważnie taką muzykę – komponowaną przez przypadek, z codziennych przedmiotów? Stąd inne słowo: casserole, które po francusku oznacza rondel. Sugeruje ono banalność, choć nie słychać w niej kuchennych utensyliów poza jednym: toczącą się blaszaną pokrywką, której dźwięk otwiera i kończy utwór.
Schaeffer tak opisuje okoliczności powstania etiudy: „Po studiu zawsze walały się stare, nieużywane nagrania. Znalazłem tam kiedyś piękny głos Sachy Guitry’ego śpiewającego Sur tes lèvres, sur tes lèvres… („Na twych ustach, na twych ustach). Ale nagranie było przerwane przez kaszel asystentki – dlatego zostało odrzucone. Wziąłem je sobie. Na drugim gramofonie odtwarzałem bardzo spokojny rytm dużej barki, a na kolejnych dwóch – co tylko było pod ręką: amerykańskie nagrania akordeonu lub harmonijki, nagrania z Bali. Potem nastąpiły wirtuozowskie ewolucje na cztery potencjometry i osiem włączników. Szczęście sprzyja niewinnym. Tak zwana Etiuda na garnki powstała w ciągu kilku minut – tyle czasu potrzebowałem, żeby ją nagrać.
W poprzednich czterech etiudach rozwój pozostawia wiele do życzenia, crescendo jest nieporadne, a montaż niezgrabny. Ale wÉtude aux casseroles barka z francuskich kanałów, amerykańska harmonijka i kapłani z Bali podporządkowują się bogom gramofonu, tworząc utalentowany zespół, ekonomiczny w efektach. A kiedy trzykrotnie pojawia się natrętne Sur tes lèvres, sur tes lèvres… przyprawione kaszlem, słuchacze, którzy nie znali utworu, są nie bez powodu zachwyceni kompozycją, która jest tak inteligentna, tak harmonijna, tak ostateczna. Tak rodzi się klasyka muzyki konkretnej”.
Régis Renouard Lariviere © Ina GRM
(tłum. Adam Suprynowicz)