|
"Warszawska Jesień" jest festiwalem zasłużonym,
z ogromną tradycją, czymś w rodzaju świadka historii. Jest to jedyny w
Polsce festiwal o randze i skali międzynarodowej poświęcony muzyce współczesnej,
przez wiele lat jedyna tego rodzaju impreza w środkowej i wschodniej części
Europy. Wciąż jednak jest organizmem żywym, rozwija się i ma się
dobrze na tyle, na ile pozwala budżet przeznaczony na kulturę w Polsce
oraz ogólna sytuacja muzyki. Festiwal organizowany jest przez Związek
Kompozytorów Polskich, nad programem kolejnych edycji pracuje Komisja
Repertuarowa powoływana przez Zarząd Związku. W tym roku
"Warszawska Jesień" odbędzie się po raz 47.
Festiwal powstał w 1956 roku na fali odwilży po latach stalinowskiej
dyktatury i pomimo, iż władze szybko odstąpiły od procesu
demokratyzacji, istniał nieprzerwanie (z dwoma wyjątkami) przez czas
trwania komunizmu, mając byt zapewniony przez państwo (do tej pory
utrzymuje się głównie ze środków publicznych). I dopiero nowa
sytuacja ekonomiczna i społeczna kraju na dorobku, zachwiała stabilnością
finansowania "Warszawskiej Jesieni". Mimo to festiwal nadal pełni
zasadniczą rolę w kształtowaniu kultury współczesnej w Polsce.
Paradoksalnie czasy rządów komunistycznych były okresem szczególnej świetności
"Warszawskiej Jesieni". Stanowiła ona bowiem wówczas oczywisty
wyłom w żelaznej kurtynie, była wyspą wolności twórczej. Tu nie
obowiązywał socrealizm: możliwe były najrozmaitsze ekstrawagancje
artystyczne. Dawały one poczucie swobody wypowiedzi w ogóle, były
odbierane jako rodzaj kontestacji politycznej. Władza tę sytuację
tolerowała, chcąc uzyskać przed światem opinię liberalnego mecenasa.
Zresztą w samej sztuce działy się przecież wtedy - mam tu na myśli
pierwsze dwie dekady istnienia festiwalu - rzeczy niezmiernie ciekawe i
nowe, czemu towarzyszyło wzmożone zainteresowanie ogółu. Tak więc po
okresie odcięcia od nowych zjawisk i prądów muzycznych Europy
Zachodniej, spowodowanym wojną i następnie stalinowską polityką
izolacji, Polacy właśnie za pośrednictwem Festiwalu ze zdwojoną
gorliwością nadrabiali zaległości w poznawaniu dzieł Schönberga,
Berga, Weberna, Varese'a, a nawet Bartoka czy Strawińskiego. I równocześnie
śledzili aktualne propozycje awangardy tamtych lat: Bouleza, Nona,
Dallapiccoli, Maderny, Cage'a. Zaś kompozytorzy, wykonawcy, krytycy i
muzykolodzy z Zachodu chętnie przyjeżdżali do Warszawy, zrazu z ciekawości
wiedzy na temat krajów znajdujących się po drugiej stronie kurtyny,
rychło jednak po prostu dlatego, że "Warszawska Jesień" wkrótce
uzyskała światowy rozgłos, stała się jednym z najważniejszych miejsc
uprawiania nowej muzyki.
Prawie od początku bowiem ustalił się modernistyczny image Festiwalu;
muzyka o zachowawczym charakterze stanowi w jego programach zdecydowany
margines. Ma przy tym "Jesień" formułę otwartą, starając się
przedstawiać wielość zjawisk i tendencji, typową dla muzyki naszych
czasów: od dźwiękowego radykalizmu wywodzącego się z tradycji
webernowskiej (Lachenman, Ferneyhough, Holliger), poprzez nurty odwołujące
się do muzyki przeszłości lub kultur tradycyjnych, aż po audio-art,
czy instalacje dźwiękowe. Mówi się, i słusznie, o "Warszawskiej
Jesieni", iż jest pozytywnie eklektyczna. I tak być musi, jeżeli o
tym, co dzieje się w aktualnej twórczości muzycznej na świecie
Festiwal chce informować Polaków w możliwie pełny sposób. A chce i
powinien. Książki programowe "Warszawskiej Jesieni" stanowią
dla polskiego muzykologa czy dziennikarza pierwsze źródło wiedzy o
muzyce najnowszej. Podobnie Kronika dźwiękowa, tj. komplet nagrań
ukazujący się po każdej edycji festiwalu (do niedawna obejmowała
jednak ona tylko muzykę polską; płyta Aimard plays Ligeti, wydana w
ramach Kroniki WJ 2000, zapoczątkowała poszerzenie serii o muzykę światową).
Dziś już jeden z trzech podstawowych celów przyświecających
organizatorom festiwalu - zapoznanie polskiego odbiorcy z klasyką XX
wieku (tj. z twórczością, która była takową u zarania festiwalu) -
jest oczywiście od dawna wypełniony. Choć tymczasem niestety narastają
niekiedy zaległości nowe, dotyczące klasyki drugiej już połowy XX
wieku. Przykładem Gruppen Stockhausena, które po raz pierwszy w Polsce
zabrzmiały dopiero podczas Warszawskiej Jesieni 2000. Zawsze aktualne
pozostają natomiast dwa inne cele: prezentacja nowej muzyki światowej
oraz polskiej.
Muzyka współczesna funkcjonuje w Polsce trochę na wariackich papierach;
potocznie myśli się o niej, że jest hermetyczna, dla wąskiej grupy
specjalistów, oderwana od rzeczywistości. Stąd staje się istotne, aby
ten stereotyp przełamywać. I po trosze to się udaje. Od paru lat
"Warszawską Jesień" nawiedzają nowe grupy słuchaczy; sale są
wypełnione, czasem przepełnione. I co ważne - większość publiczności
stanowi młodzież. Wydaje się, iż po latach pojawia się na nowo
ciekawość muzyki bardziej wyrafinowanej, złożonej. Kształtuje się
elita młodych ludzi, nie obawiających się "trudnego", którzy
chcą się wyróżnić spośród rzesz konsumentów kultury młodzieżowej
właśnie, więc jednak popularnej. Młodzież ta poszukuje
"innego" i "nowego", egzotyki w szerokim sensie słowa.
Ale równocześnie muzyki, z którą kontakt mógłby wzbogacać.
Potwierdza to wspomniany koncert z Gruppen - w hali sportowej wypełnionej
po brzegi słuchaczami w przeważającej mierze młodego pokolenia;
potwierdzają inne koncerty ostatniego i poprzednich festiwali.
Mimo wszystkich oporów i trudności Festiwal jest postrzegany jako
impreza twórcza, z olbrzymim dorobkiem i prestiżem. Z "Warszawską
Jesienią" tradycyjnie współpracują liczne polskie instytucje
kulturalne, w tym takie jak Filharmonia Narodowa, Polskie Radio, Telewizja
Polska. Również, co bardzo się liczy, współdziałają z nią
ambasady, instytuty kultury, fundacje krajów, których muzyka
prezentowana jest na Festiwalu. Niekiedy dochodzi do bardzo ścisłej współpracy
- zwłaszcza w przypadku, gdy muzyka danego kraju czy regionu
przedstawiana jest w szerokim zakresie (pamiętny był temat skandynawski
w 1998 roku, realizowany przy poparciu Nordyckiej Rady Ministrów).
Tadeusz Wielecki
Dyrektor festiwalu
|