Oczekiwanie

w zamierzeniu miało być trzecim (ostatnim) ogniwem pewnego cyklu, który zaczął się układać przed laty. I choć po napisaniu I już nocy nie będzie na akordeon i orkiestrę kameralną (2010) nie planowałem żadnego cyklu muzycznego, to wiedziałem, że chcę napisać I morza już nie ma na klawesyn i orkiestrę kameralną (2013), a później wiedziałem, że to, co powstało, muszę dopełnić jeszcze jednym utworem.

Wszystkie trzy utwory są rodzajem koncertu (choć tak ich nie nazywam) na instrument solowy i orkiestrę kameralną. To jest pierwsza ich wspólna cecha. Drugą są powtarzające się we wszystkich tych utworach pewne motywy i gesty muzyczne. Ale to, co dla mnie czyni z nich cykl, rozgrywa się na poziomie idei. Odwołują się one bowiem – na poziomie idei właśnie – do Apokalipsy św. Jana. W pierwszych dwóch utworach wskazują na to również tytuły, które zaczerpnięte zostały z Apokalipsy.

W przypadku nowego utworu bardzo długo zmagałem się ze znalezieniem dla niego właściwego tytułu. I choć – rozpoczynając pracę – wiedziałem, że ma być on pewną „kontynuacją”, to z czasem zauważyłem, że ta muzyka prowadzi mnie gdzieś jeszcze. Inspiracją stały się słowa, które odnalazłem w książce Josepha Ratzingera Śmierć i życie wieczne. W pewnym miejscu, odwołując się do Heideggera, przyszły papież pisze tak: „Gotowość oczekiwania jest sama z siebie czynnikiem przemiany. Świat, w którym budzi się gotowość oczekiwania, jest światem różnym od świata pozbawionego tej gotowości. Ale i sama gotowość jest różna zależnie od tego, ku czemu się zwraca: oczekuje pustki czy Tego, którego rozpoznaje w Jego znakach, pewna Jego bliskości właśnie wtedy, kiedy rozwiewają się czysto ludzkie nadzieje”.

Marcin Bortnowski